Bycie dzieckiem projektanta placów zabaw nie jest sprawą prostą. Musisz godzinami słuchać rozmów na temat nowych projektów, testować już zrealizowane, pokazywać się na oficjalnych otwarciach i udzielać wywiadów. Twoje najciekawsze książki lądują na długie tygodnie w biurze, a na każdym możliwym wyjeździe rodzice ciągną Cię na odjechane place zabaw i robią Ci obciach testując każde urządzenie. Masakra, prawda?
Notatki do odcinka
Z perspektywy dziecka
Zapytałam Franka czy to fajnie być dzieckiem projektanta placów zabaw. Powiedział – Tak. (Liczyłam na dłuższą wypowiedź, ale akurat zaczął oglądać bajkę). Ben Dattner, syn Richarda Dattnera, autora placów zabaw w Central Parku w Nowym Jorku, powiedział kiedyś: „Moja siostra i ja mieliśmy wyjątkowe poczucie własności i dumy z tych placów zabaw“. Penelope Hardy wspominała jedno z dzieł swojego ojca Hugh Hardy: „Mój tata zaprojektował pierwotnie Gray Structure jako szopę na narzędzia, ale mój brat i ja zwykle tam spaliśmy i urządzaliśmy biwaki”.
Więcej ciekawych wypowiedzi dzieci projektantów znajdziesz w artykule Paula Makovsky Modernists At Play.
Projektant-rodzic zna życie
Na pewno nie raz widziałeś projekty współczesnych domów. W formie rysunków, wizualizacji czy zdjęć gotowych budynków. Są czyste, przeważnie białe i… puste. Widziałam kiedyś takie zestawienie dwóch zdjęć – dom świeżo po wybudowaniu i po kilku tygodniach użytkowania. Na drugim zdjęciu przedmioty, dekoracje, obrazy, zabawki i ludzie, których architekt jakby nie przewidział. Zwiedzałam kiedyś wystawę poświęconą Oskarowi i Zofii Hansenom. Na jednym z rysunków, przedstawiającym przekrój przez dom architekta w Szuminie pokazane zostały meble i inne artefakty, które pojawią się w tym domu. Były tam między innymi rozrzucone zabawki. Miały prawo tam być. I na projekcie i w rzeczywistości.
Wcześniak
Projektanci podczas swojej pracy natrafiają na różne niespodzianki. A to rura lub kabel wypadają nie w tym miejscu co na mapie, a to deszcz leje ciągle przez 3 tygodnie. Gdy prowadzi się firmę rodzinną do tych niespodzianek dochodzą jeszcze takie osobiste. Gdy zaczynaliśmy pracę nad placem zabaw na Plantach mieliśmy jedno dziecko. W najbardziej gorącym okresie – gdy projekt wymagał dużo pracy, uzgodnień, poprawek, kolejnych uzgodnień i jeszcze więcej pracy – dostaliśmy telefon z ośrodka adopcyjnego z informacją o Antosiu. Zgodnie z informacją z sądu mieliśmy dostać go pod naszą opiekę 19.07. W międzyczasie trwały prace nad projektem, które przeplataliśmy wizytami w domu dziecka. 1.06 o godz. 10.00 odebraliśmy telefon – „Sąd przyznał Państwu opiekę nad dzieckiem. Można go odebrać. Najlepiej dziś o 17.00“. Jak się okazuje w adopcji też zdarzają się wcześniaki. Projekt oddawaliśmy już z Antosiem (zobacz zdjęcie poniżej).
Dlaczego o tym piszę? No fakt, trochę się rozpisałam, a to wszystko dlatego, że dziś jest 1.06 i lubię wspominać tę sytuację. Ale piszę o tym, bo chciałam opowiedzieć Ci o podeście dla maluchów, który znajduje się w Archeologicznym Ogrodzie Zabaw. Był już zaprojektowany. W ostatniej chwili go usunęliśmy i zaproponowaliśmy coś innego. Bo uświadomiliśmy sobie, że przecież będzie z niego korzystał nasz Antoś. Więc musi być specjalny.
Testerzy
Wiesz Franek, że będziesz pierwszym dzieckiem na świecie, które będzie się bawić na tym placu zabaw? – powiedział Michał, gdy jechaliśmy na nadzory autorskie na Poniatówkę. Reakcji Franka możesz się domyślić.
Franek i Antek są pełnoprawnymi członkami pracowni k. Zajmują stanowisko głównych testerów i specjalistów ds. zabawy. Nie jesteśmy jedyną pracownią projektową wykorzystującą w tak bezczelny sposób własne dzieci. To samo robi Takaharu Tezuka, projektant ponoć najlepszego przedszkola na świecie. Wiem o tym, bo sam się do tego przyznaje. Publicznie. To przedszkole też testowały. Podobno były drobne urazy, ale całość została przez testerów zaakceptowana. Być dzieckiem projektanta… Przechlapane.